Wiedział, że to tylko kwestia czasu nim poleci. Co prawda, pocieszał się, że jak spadać to z wysokiego konia, no ale mimo wszystko trochę się bał. W końcu przyzwyczaił się patrzeć na wszystkich z góry. Postanowił więc zawalczyć. A był zaciekły. Nieustępliwy. Miał twardą skorupę. Udało mu się utrzymać nieco dłużej od innych… Kiedy jednak nadeszła jesień, powiał wiatr zmian, zrozumiał, że nie ucieknie przed przeznaczeniem. Przestał więc kurczowo trzymać się życia, które tak dobrze znał. Zamknął oczy i poleciał. Na szczęście, zaliczył miękkie lądowanie. Pomyślał wtedy, że walka opłaciła się. Że w nowym miejscu zapuści korzenie. Okrzepnie. Wyrośnie. Lecz gdy tylko zaczął triumfować, los postanowił z niego zakpić. Nie odrodził się wiosną. Skończył jako brzuch kasztanowego ludzika.
