Lubię patrzeć jak płomienie tańczą.

Jak wiją się w ciasnych uściskach, niczym kochankowie nocą.

Pełni pasji. Rozgrzani, migoczą w ciemnościach wszystkimi odcieniami czerwieni.

Żarzą się. Spalają się.

Płoną rozpalonym w ich duszy ogniem, by wygasnąć po cichu, nad ranem wraz z przybyciem pierwszego brzasku.

Pozostawiają po sobie jedynie popiół i zgliszcza, zupełnie jak miłość, która wydarzyła się przypadkiem i poniosła klęskę w starciu z codziennością.